elbrus na stronke



"Zawsze siê udaje ZAWSZE"

Nie by³o jak zwykle nie by³ to maj nie by³o saskiej kêpy w³asnych aut i sporej ekipy.
By³o za to du¿o niewiadomych, d³ugie przejazdy poci±gami, nasza czwórka i przeciê¿kie plecak
W zasadzie mia³o byæ lekko ³atwo i przyjemnie. Z zaufanych ¼róde³ dowiedzieli¶my siê co i jak "stary - trasery tak du¿e ¿e nie sposób ich nie zobaczyæ" , "droga prosta jak drut- przy dobrej pogodzie nie sposób siê zgubiæ" , "bez problemu dacie radê" takie informacje nastrajaj± nie inaczej jak tylko pozytywnie wiêc pe³ni energii i z bananami na twarzy dopinamy plecaki i paszli. Has³o wyjazdu- IDEALNIE.
Moment moment, kto¶ powiedzia³ idealnie? he he Po pierwsze podró¿, podró¿ by³a bardzo daleko od idealnie...we¼my np.:czas...46 godzin przesiedzianych w poci±gu nie jest na pewno blisko idealnie...tak samo smród, nie otwieraj±ce siê okna, smród, mêcz±cy co niektórych kac i smród.
Droga ma³o oryginalna(wiadomo-czas siê liczy) Przej¶cie w Medyce oznacza niekoñcz±ce siê kolejki-które suma sumarum jako¶ po 2 godzinach stania udaje siê zostawiæ za plecami dziêki "³askawo¶ci" celników ukraiñskich. Inaczej pó³ dnia stania bez jêkniêcia w okratowanej jak wybieg dla ma³p kolejce.
Niech mi kto¶ spróbuje powiedzieæ, ¿e stosunki pol-ukr s± bardzo dobre...kto tak mówi nie sta³ na przej¶ciu w Medyce i nie ma pojêcia o tym co siê tam dzieje. Zapraszam serdecznie. Swoj± drog± zastanawiam siê jak wyjdzie nasze wspólne Euro 2012…czas poka¿e ale na pewno nie jeden cud bêdzie potrzebny i niejedna afera z tego powodu wybuchnie. To, ¿e ludzie s± mili sympatyczni etc to jedno ale,
Zwiedzamy Lwów, podziwiamy UROKI miasta zabytki te¿ podziwiamy. Wieczorkiem wbili¶my na wierzê ratuszow±, wieczorkiem wybijamy z wierzy na miasto...no i wiadomo- soków degustacja. Gdzie¶ w przerwie jakie¶ piero¿ki czy co¶ o konsystencji sta³ej a pó¼niej jeszcze taki ma³y soczek...i zasypiamy u jakiej¶ Pani w mieszkaniu- znajomej naszych znajomych z przed roku. Wcze¶niej zostawili¶my tam nasze znienawidzone ju¿ dawno tobo³y o ¶redniej wadze jakich¶ 3 ton. Budzimy siê kolejnego ranka...w³a¶ciwie to prawie wszyscy siê budz±...syndrom dnia powszedniego daje siê we znaki co niektórym degustatorom. Po³ykamy oczami jeszcze nieco Lwowa i wsiadamy do poci±gu. Wcale nie byle jakiego: Mamy swoje miejsca le¿±ce, nie otwieraj±ce siê okna i jak±¶ setkê grubych, zmêczonych, poc±cych siê osób jako s±siadów. Doklepujemy siê tak czasem szybciej czasem wolniej czasem na luzie czasem w ostatniej chwili do Mineralnych Wód. Nie obesz³o siê równie¿ bez ³apówek i innych "normalnych" na ichniejsze warunki niespodzianek. Biurokracja w Rosji przechodzi sam± siebie ale to rozdzia³ na osobn± relacjê. My musieli¶my zap³aciæ za rzekome z³amanie paragrafu 203...czymkolwiek jest paragraf 203. Podszed³ do nas celnik na granicy pl-rus i o¶wiadczy³ ze stoickim spokojem z³amanie owego paragrafu. My jak takie ma³e g³upie dzieci wierzymy mu i próbujemy siê t³umaczyæ, ¿e to, ¿e tamto...na nic siê to oczywi¶cie nie zdaje a chêæ dotarcia pod nasz± górê jest zbyt du¿a by udawaæ twardych i skazywaæ siê np. na czekanie a¿ nas puszcz± a nasz poci±g odjedzie wiêc równie kulturalnie dajemy w ³apê i spadamy czym prêdzej dalej. Po za³atwieniu w koñcu formalno¶ci i dotarciu do miejsca gdzie droga siê koñczy - czyli pod stoki Elbrusa ok. godziny 17ej zaczynamy wielki prze³adunek. Spor± czê¶æ naszych tobo³ów pozostawiamy u bardzo mi³ej Pani w restauracji u podnó¿a góry, resztê wrzucamy na plecy i o najbardziej odpowiedniej godzinie na wyj¶cie czyli o 19ej (yhm) ruszamy w kierunku drugiej stacji kolejki znajduj±cej siê na prawie. 3000 m.n.p.m. Oczywi¶cie dochodzimy ju¿ w ¶wietle czo³ówek lecz przewy¿szenie ok. 750 metrów pokonali¶my w czasie ok. 2,5 godziny - nie¼le. Na dodatek nie musimy rozbijaæ namiotów i ¶pimy w stacji kolejki na pod³odze - idealnie? hmmm... nie narzekamy - jest gicior.
Rankiem dnia nastêpnego otwieramy oczy i w towarzystwie piêknych widoków ruszamy dalej pod górê. Mijamy trzeci± stacjê kolejki, pó¼niej beczki po paliwie rakietowym przerobione na miejsca do spania i wczesnym popo³udniem docieramy do schroniska Priut po³o¿onego na 4100 m.n.p.m. Pod koniec marszu pogoda siê popsu³a i do schroniska wpadamy ju¿ w towarzystwie tego okropnego czego¶ co wciska siê wszêdzie i silnego wiatru który wszêdzie wciska to okropne co¶. Pada i pada i tak pozostanie z ma³ymi przerwami przez piêæ dni. Po doj¶ciu do siebie, wstêpnym ogrzaniu siê i wrzuceniu czego¶ na ¿o³±dek rozbijamy z wielkim trudem namioty. Gdyby nie zakupiona przez Alê przed wyjazdem w ostatniej chwili ³opata miejsca do spania przygotowywaliby¶my chyba mena¿kami co zapewne trwa³oby jakie¶ 600 lat. Stali¶my siê jednak na kolejny tydziêñ szczê¶liwymi posiadaczami klaustrofobicznych pomieszczeñ nazywanych przez nas domem. I oto proszê! Jakiej warto¶ci mo¿e nabraæ kawa³ek szmaty nad g³ow±...ech... znów daleko od idealnie...ale co zrobiæ...jest dobrze: W zasadzie wiêkszo¶æ czasu w ci±gu dnia mo¿emy przebywaæ w schronisku siedz±c przy stole, oddaj±c siê samym najwspanialszym przyjemno¶ciom oferowanym przez tamtejsze warunki takim jak: ogrzewanie w³asnego cia³a, topienie tego bia³ego czego¶ z du¿± ilo¶ci± syfu celem ugotowania jeszcze wiêkszego syfu z du¿± ilo¶ci± witaminy E, obmy¶laniu planu dzia³ania na najbli¿sze dni (jakby¶my mieli nie wiem ile opcji) i wizytach w "toalecie" w której prawo grawitacji chyba zbankrutowa³o. W zasadzie to dobrze, ¿e by³a owa toaleta lecz za³atwianie swoich potrzeb w niej mia³o osobliwy urok. Chodzi o to, i¿ nasza latrynka to drewniana platforma nad przepa¶ci± posiadaj±ca 1drzwi 2 dziury 3 ¶ciany i dach. Drzwi, dach ¶ciany rozumiem ale po co 2 dziury - nie mam pojêcia. W ka¿dym razie wiatr dmuchaj±cy od spodu powodowa³, ¿e nasikaæ sobie na plecy lub twarz(w zale¿no¶ci od pozycji) nie by³o wiêkszym problemem a papier toaletowy po wcze¶niejszej próbie wrzucenia go do dziury fruwa³ po pomieszczeniu jak skowronek, który spokojnie móg³ zaraz narobiæ Ci na g³owê lub wyl±dowaæ na ramieniu...mistrzostwo po prostu : Jednak zalet± naszego kochanego kibelka by³a ni¿sza temperatura jaka w nim panowa³a i ka¿dy po powrocie do schroniska cieszy³ si¶, ¿e ju¿ mu jest cieplej i, ¿e pewne czê¶ci cia³a powracaj± do naturalnych rozmiarów. Ot historia kibelka :
Noce te¿ by³y dobre- ¶nieg padaj±cy skutecznie potrafi zmniejszyæ ilo¶æ miejsca w namiocie, którego na wstêpie za wiele nie by³o. Wilgoæ powstaj±ca w trakcie oddychania, odk³ada siê na ¶ciankach namiotu a, ¿e miejsca jest ma³o (pó¼niej jeszcze mniej, wiadomo- przez ¶nieg) ¶pi siê maj±c do wyboru albo stopy albo g³owê utaplane w wilgoci swoich oddechów. Nawet jak ju¿ siê wymy¶li jak±¶ "such±" pozycjê np. z podkulonymi girami to i tak nie da siê wytrzymaæ d³u¿ej ni¿ godzinê bo budzi ciê nagle ból stawów lub partner próbuj±cy znale¼æ odpowiedni± pozycjê dla siebie. To by³a swojego rodzaju gierka w przesypianie jak najwiêkszej ilo¶ci... minut : Ka¿dy poza Ew± mia³ równie¿ dzieñ konia - tzn le¿a³ i dogorywa³ w namiocie. Grypa ¿o³±dkowa czy co...nie wiadomo Tak mi³o spêdzaj±c czas, piêæ dni minê³o nam jak z bicza strzeli³ (yhm) i nagle niczym grom z jasnego nieba pojawi³a siê wiadomo¶æ, ¿e...ma siê poprawiæ pogoda Uradowani t± wiadomo¶ci± ugadali¶my siê z poznanym wcze¶niej w schronisku przewodnikiem, ¿e pójdziemy za nim i jego grup±. Nasze czekanie "na" czekanie mog³o byæ w koñcu nagrodzone. Wstajemy wiêc o 3:00 ogarniamy jedzenie plecaki i o 5:00 z wysoko¶ci 4100 m.n.p.m. ruszamy by zdobyæ nasz Obrus (5642m.n.p.m). Tego co dzia³o siê po godzinie od wymarszu nie da siê ubraæ w s³owa. Stanêli¶my zamurowani widokami jakie mieli¶my przed oczyma. Spróbujcie sobie wyobraziæ krainê jak z bajki. Pierwszy promieñ s³oñca, niebo mocno pomarañczowe, ca³a panorama najpiêkniejszych szczytów Kaukazu dopiero co stworzona przez najwybitniejszych wirtuozów pêdzla i o³ówka na tle miliona odcieni jakie istniej± na palecie pomiêdzy pomarañczem a granatem, gwiazdy ksiê¿yc i powoli daj±cy siê zauwa¿yæ cieñ Elbrusa na niebie. Wierzcie mi - naprawde nie zdziwi³bym siê gdyby przedemn± pojawi³a siê karoca z dyni ci±gniêta przez malutkie myszki. Nie wiem o czym w tym czasie my¶leli moi towarzysze lecz ja nigdy nie zapomnê tych kilku minut gdy tam sta³em i by³em sparali¿owany...piêknem i magi± tego miejsca.
Nasz przewodnik z grup± szed³ nieco za wolno jak na nasze mo¿liwo¶ci a w³a¶ciwie je¿eli wolniej to musia³by siê ju¿ chyba tylko czo³gaæ wiêc zostawili¶my go czym prêdzej i pognali¶my chc±c dogoniæ inne osoby. By³o okropnie zimno a my biedne polaczki do tego studenty, ¿e za dobrego sprzêtu nie posiadali¶my wymarzli¶my na ko¶æ. Jak siê pó¼niej okaza³o naprawdê mocno bo nabawili¶my siê wszyscy odmro¿eñ na stopach i d³oniach. Wiatr zacina³ ca³y czas w lewy policzek, co chwile zmieniali¶my siê ¿eby jeden drugiego chroni³ od wiatru i tak sunêli¶my do przodu. Najpierw by³o proste podej¶cie do 4800 po ¶niegu (do tak zwanych Ska³ Pastuchowa). Od ska³ zaczê³y siê problemy. Ze zbocza na d³ugo¶ci ok. 200 metrów totalnie wywia³o ¶nieg. Mieli¶my istne lodowisko a Andrzej w po¿yczonych rakach mia³ do¶æ du¿e problemy z utrzymaniem siê na tym twardym jak ska³a lodzie. Raki by³y po prostu têpe i tylko dziêki bardzo dobrej koordynacji i wsparciu Ali przeszed³ ten odcinek. Ja niestety ze ska³ Pastuchowa wyrwa³em nieco szybciej. By³o mi po prostu cholernie zimno i nie chcia³em staæ i marzn±æ. Dopiero pó¼niej dowiedzia³em siê jak± Andrzej stoczy³ walkê na tym odcinku.
Pó¼niej znów by³o prosto. Najbardziej nienormalna w ¶wiecie dró¿ka - taki niekoñcz±cy siê trawers i mijane jeden za drugim...za siódmym...za trzydziestym...cholerne trasery (kijki do oznaczania szlaku). Wiatr nie ustêpowa³. Momentami musia³em nawet przystan±æ czy przykucn±æ ¿eby wiatr mnie nie przewróci³. Dochodz±c tak do prze³êczy, zacz±³em równie¿ odczuwaæ wysoko¶æ, ponad 5000m.n.p.m. przemawia³o ca³kiem dosadnie do moich miêsni, mówi±c " o nie ch³opaki dzi¶ nie poszalejecie czas odpocz±æ". W momencie gdy do ju¿ przeszed³em tan katuj±cy moj± psychikê trawers i znalaz³em siê miêdzy wierzcho³kami moim oczom ukaza³o siê kolejne podej¶cie o którym nie mia³em pojêcia, ¿e istnieje poniewa¿ nigdzie nie znalaz³em fotek z tego miejsca i my¶la³em, ¿e droga ju¿ nied³ugo siê skoñczy. Usiad³em wyczerpany na ska³ach i zacz±³em obserwowaæ w jakim tempie poruszaj± siê inni przedemn±. Niektórzy byli ju¿ w po³owie kolejnego podej¶cia lecz poruszali siê ¶limaczym tempem. Alê Andrzeja i Ewê ju¿ dawno straci³em z oczu i by³em pewien, ¿e zawrócili a ja zosta³em sam. Kubek gor±cej herbaty i Snicers postawi³y mnie na nogi i z nowymi si³ami ruszy³em pod górê. Obra³em swoje tempo i ku mojemu zdziwieniu przed koñcem podej¶cia dogoni³em pierwsz¶ dwuosobow± ekipê. Jak siê okaza³o by³a to para Austriaków, których wcze¶niej widzieli¶my w schronisku. Jak na zachodnich d...(cenzura Admina) przysta³o do schroniska dojechali ratrakiem i oczywi¶cie gore-teksy, skorupy, kie³basy z konia, tytanowe no¿e by³y ich kart± rozpoznawcz±. Tym bardziej wymuszaj±c nieco u¶miech na twarzy przyspieszy³em i mijaj±c ich zapyta³em tylko jak leci...nic nie odpowiedzieli...ciekawe czemu...zdobywcy od siedmiu bole¶ci...jasny gwint.
Szczyt zosta³ zdobyty. Posiedzia³em tam chwilê, zrobi³em 2 fotki telefonem i poszed³em. Schodz±c spotka³em Ale. Dowiedzia³em siê co siê u nich dzia³o i zacz±³em podchodziæ z Ni± znów do góry ¿eby zrobiæ zdjêcia dla sponsora.(tylko Ala mia³a aparat) Niestety gdy zacz±³em podchodziæ strasznie os³ab³em i dosta³em lekkich zawrotów g³owy- chyba motywacja ju¿ nie ta wiêc organizm odpu¶ci³. Ala posz³a na szczyt a ja skierowa³em siê w dó³. Spotka³em pó¼niej Andrzeja i Ewe. Zamienili¶my kilka s³ów i poszli¶my w swoje strony. Na prze³êczy usiad³em i czeka³em na Ale, jak przysz³a Ala to zaczêli¶my czekaæ na Andrzeja i Ewê. Ojej jak tam by³o zimno i wia³o to tragedia. Koniec koñców wszyscy zdobyli szczyt i spotkali¶my siê znów razem na prze³êczy.
Schodz±c postanowili¶my ¿e ominiemy owe felerne pole lodowe, a, ¿e rankiem widzieli¶my grupê osób, która posz³a na skos skracaj±c sobie drogê, omijaj±c Ska³y Pastuchowa postanowili¶my pój¶æ ich ¶ladami. Niestety…to by³ b³±d. Dziewczyny prowadzi³y. Id±c w pewnym momencie zatrzyma³em siê i powiedzia³em do Andrzeja, ¿e teraz musimy uwa¿aæ bo mog± byæ szczeliny po czym zrobi³em krok i nagle wszystko zniknê³o mi z oczu. Wpad³em calutki do szczeliny i zatrzyma³em siê na jakim¶ mostku ¶nie¿nym. Nie mia³em odwagi patrzeæ pod siebie tylko raz rozejrza³em siê w obie strony i nie zobaczy³em nic innego poza....pustk± Na szczê¶cie szczelina by³a w±ska i mog³em plecami oprzeæ siê o jedn± ¶ciankê a stopami o drug± i tak przy pomocy czekana i Andrzeja wylaz³em na powierzchniê. Ufff. Ci¶nienie od razu mi siê podnios³o a czujno¶æ zwiêkszy³a siê tysi±c krotnie. Dziewczyny by³y ju¿ z przodu i posz³y dalej w stronê schroniska a my z Andrzejem po meandrowaniu pomiêdzy szczelinami i szukaniu innej drogi szybko spasowali¶my i wrócili¶my siê po w³asnych ¶ladach do ¶cie¿ki. By³a ju¿ po 18ej gdy dotarli¶my do lodowiska. Byli¶my ju¿ okropnie styrani i wypompowani.
Najpierw schodzili¶my razem, ja pierwszy a Andrew opieraj±c siê o moje plecy. Ten sposób zdawa³ egzamin. W pewnym momencie jednak dostrzegli¶my porêczówki, które w miêdzyczasie kto¶ za³o¿y³, wiêc chwytaj±c siê porêczówek zaczêli¶my schodziæ dalej.
W pewnym momencie moj± uwagê zwróci³ dziwny odg³os. Nie zd±¿y³em siê obróciæ jak zauwa¿y³em sun±cego ju¿ z du¿± prêdko¶ci± Andrzeja, próbuj±cego hamowaæ na czekanie. Niestety na takim lodzie by³o to niemo¿liwe. Z prêdko¶ci± podejrzewam ok. 30km/h przypieprzy³ najpierw w najwiêkszy le¿±cy g³az w promieniu 100metrów(uderzenie by³o na tyle mocne, ¿e odpad³ mu but z rakiem i stuptutem oraz czekan z rekawiczk±), przelecia³ przez ten kamol jak szmaciana lalka na kreskówkach ,pó¼niej przejecha³ oko³o 10 metrów wyp³aszczenia i gdy ju¿ my¶la³em , ¿e siê zatrzyma przelecia³ przez kolejne kamienie i zsun±³ siê z nieco bardziej stromego zbocza koleje 20 metrów.
W momencie gdy dobieg³em do Andrzeja, on ju¿ postawi³ sobie diagnozê i pierwsze co to powiedzia³, ¿e ma z³aman± ko¶æ udow± i ³okciow± ( nie myli³ siê) Na szczê¶cie nie straci³ przytomno¶ci a g³owa i krêgos³up by³y nienaruszone. Po tym jak uda³o nam siê posadziæ dupsko Andrew w miarê normalnej pozycji, a ze z³aman± nog± rêk± na stromym zboczu nie jest to sztuka ³atwa zaczêli¶my dzwoniæ po pomoc. Nikt nie odbiera³ ani GOPR ani dziewczyny ani ambasada. Wszystko dzia³o siê ju¿ jaka¶ godzinkê szybkiego marszu od schroniska wiêc pobieg³em co si³ w nogach po pomoc... i to siê nazywa szczê¶cie w nieszczê¶ciu. Zbiegaj±c ok. 15min od schroniska spotka³em ratowników, a gdy mnie kole¶ zluka³ pyta³ siê tylko czy "¿ywoj?". Wyja¶ni³em co i jak i pognali na górê Ca³a akcja zwo¿enia trwa³a oko³o 1,5 h wiêc bardzo szybko. Ratownicy, ratrak, kolejka, karetka, szpital. Tak zakoñczy³ nam siê dzieñ ataku szczytowego.
Kolejnego dnia ogarnêli¶my wszystkie rzeczy 4 osób do dwóch plecaków i zeszli¶my do Terskola sk±d taksówk± ( Wo³g± - bombowe auta) dotarli¶my do szpitala gdzie le¿a³ Andrew. Tam by³ ju¿ zaznajomiony przewodnik - Wolodyja z ca³± ekip±, wiêc nasz kole¿ka nie by³ samotny, a nas przywita³ z u¶miechem na twarzy...zreszt± dalej mówi, ¿e wyjazd by³ zajebisty i nigdy nie by³ w piêkniejszym miejscu na Ziemi, a gdy kto¶ go pyta czy warto by³o odpowiada "Rasiak!!!" co w jego rozumieniu znaczy "oczywi¶cie ,¿e tak".
Na operacjê nie chcieli¶my siê zgodzic patrz±c na stan szpitala, wnioskuj±c po tym co opowiada³ Andrzej o wiedzy lekarzy itd. itd poza tym nikt nie rozmawia³ w calu¶kim szpitalu w ¿adnym obcym jêzyku, wiêc aby cokolwiek wyja¶niæ trzeba by³o siê nie¼le nagimnastykowaæ. Tydzieñ le¿eli¶my i mieli¶my mnóstwo czasu na gadanie analizowanie opowiadanie. Tydzieñ trwa³a walka Andrzeja, Andrzeja rodziców, nasza, ambasady, PZK i Bóg wie kogo jeszcze ¿eby przetransportowaæ naszego zdobywcê do kraju. Po tygodniu uda³o siê - wsiedli¶my w nasz prywatny odrzutowiec który po nas przylecia³ i po 3 godzinach piêknego lotu byli¶my we Wroc³awiu - i TO w koñcu by³o IDEALNE : Dziewczyny wróci³y poci±giem dzieñ przed nami.
W samolocie ¿artowali¶my, ¿e "nastêpnym razem Nosek to ty sobie co¶ ³amiesz gdy pojedziemy w kolejn± podró¿... jasne Andrew tylko najpierw musimy sobie co¶ po³amaæ ¿eby tam dotrzeæ :" Marcin Nosek

Total images: 76  |  Last update: 07-05-21 22:09  |  Wygenerowane przez JAlbum 6.5 & Chameleon skin  |  Help