Klub Górski "OLIMP" AWF Wrocław




tracimy znowu czas szukając drogi.
Tu już czuć podenerwowanie zmęczenie i zniechęcenie , lecz ciśniemy dalej i dalej i dalej byle do przodu .
Irkowi zaczyna brakować sil , mi zresztą też .
Docieramy jako 46 ekipa czas 13 h 33 min .
W zasadzie to mocno się dziwie że nie jesteśmy ostatni . do kolejnego pkt droga ciągnie się w nieskończoność i to jeszcze cały czas pod górę. Na tym odcinku Irek decyduje ,że rezygnuje . To oznacza , że już nie będę klasyfikowany. Nie jestem na niego wcale zły .
Już z językiem po ziemi ale ciągnie się biedaczyna a z tyłu , ale dalej robi co może żeby nie odstawać . Musimy na niego i Tomka dużo czekać . Kamil troszkę ja pomagamy Irkowi popychając go troszkę na rowerze .
Nie zostawimy go przecież ..jesteśmy końcu zespołem .

Docieramy w końcu na szczyt Karpacza , znajdujemy sklep spożywczy( nie taki z napojami jak to w zwyczaju Klubu przystało ;) )
Teraz nareszcie z górki . I to jak!!
Długi długi zjazd na rowerze z prędkością grubo ponad 40 km / h wyprzedzam nawet auta…Docieramy do pkt w Karpaczu.
Iras pojechał dalej do bazy. Gdy to piszę , ręce mi się trzęsą …QRWA!!!!!!! To jest pkt 11 wcześniej przybijaliśmy 9. Zgadnijcie co to oznaczało . z
apomnieliśmy o jednym pkt . NIE!! Tylko nie to …proszę…Tam przegraliśmy rajd ale tu się pogrążyliśmy doszczętnie . Zapomnieliśmy pkt który nie dość że był daleko to jeszcze stromo pod górę. Nie wierzę w to …to jest koszmar …niech mnie ktoś uszczypnie.. Chcę się obudzić…niestety to prawda . Zaczynami powoli robić z naszego speeda trase dla mastersów tylko ze w dwa dni. Musimy kocic do 10 pkt- kaplicy św. Anny. Nie stoimy , nie odpoczywamy , ruszamy z powrotem .
Kamil całą drogę pod górę pomaga Tomkowi -pcha go . Nie wierzę w to skąd on bierze jeszcze na to siły...Docieramy do Kaplicy.
Stąd znów pod górę znów szybki zjazd . Spotykamy się na dole w Karpaczu ruszamy do ostatniego pkt kontrolnego na tym odcinku- Leśniczówki Jedlinki. Tutaj znów mimo tego iż droga wydaje się prosta trochę nam zajmuje dotarcie.
Ostatni kilometr pod górę wyczerpuje mnie totalnie. teraz ja docieram jako ostatni. To mój kryzys.
Muszę na chwilę usiąść . Na pkt miła dziewczyna podaje mi kubek z ciepłą herbatą…ooo jak dobrze. Siedzimy trochę i pozostał już tylko długi zjazd do samych Kowar. Dojechaliśmy do bazy…19 h 59 min poz 47.
Z tego co teraz widzę po wynikach bo nie pamiętam tego za dobrze w bazie spędzamy najwięcej czasu ze wszystkich ekip- 2h 42 min. mam chyba pewną teorie na to…kiepska bo kiepska ,ale jest.

Ten etap z założenia miał ok. 43 km...z licznika na Kamila rowerze wyczytujemy liczbę ponad 90 km.
Wydaje mi się wnioskuję, przypuszczam, że chyba troszkę nadrobiliśmy.
Kurczak się skończył , batonów mam już dość... mam dość wszystkiego co ma w nazwie c jak czekolada.
Potrzebuje obiadu...ziemniaki , surówka, schabowy...
Teraz zaczynamy wyścig z czasem...
Na każdym odcinku jest tzw. limit czasowy, do jakiego każda ekipa powinna się stawić. Jeszcze niedawno myśleliśmy o nastych miejscach…a teraz...
Następny etap wiedzie przez dobrze nam już znane (przejechane ) tereny . Jest to 12-o kilometrowy odcinek rowerowy bez pkt kontrolnych.
Prowadzi wprost do schroniska górskiego Szwajcarka.
W ogóle nie kojarzyłem tego schroniska a powinienem był , ponieważ to jest nasz pkt wypadowy w Sokoliki. Dopiero gdy docieram na miejsce po bardzo długim i meczącym podejściu zauważam, że to właśnie to miejsce. Docieramy do schroniska jako 33 ekipa czas 24 h 10 min.
Trochę ciężko w to uwierzyć zważywszy na to ile czasu straciliśmy. Gadamy tutaj z innymi ekipami. Dużo ludzi śpi, po innych widać jak zmęczenie ciśnie im się na twarz.
Pierwsi już na mecie dowiadujemy się…pogratulować.
Nie przejmujemy się tym i kontynuujemy naszą walkę ze zmęczeniem z czasem z własnymi mięśniami z własną psychiką .
Po pół godzinie jesteśmy znów na szlaku. Jest chyba około północy więc biegniemy już całą noc cały dzień i zapowiada się kolejna noc.
Przed nami kolejny etap ..znów score lauf. 10 pkt do zdobycia na 18 kilometrowej trasie i 3 zadania specjalne. obieramy trasę i zaczynamy od znanych skał Sokolików . Po drodze znów omijamy jeden pkt na szczęście Tomek szybko się orientuje , wracamy , zdobywamy , lecimy dalej. Później przy Dużym Sokoliku zjazd na linie .
Zabiera to trochę cennego czasu.

Warto podkreślić że chłopaki robią to po raz pierwszy i naprawdę dzielnie dają rade. Zdobywamy



kolejna strona

<
>


> >
Autor strony: Adam Kozub "Buzi"
emeil: buzok1111@wp.pl

aktualny status na GG