przeziębienie.(wzięło mnie 2 dni przed rajdem nazbierałem od znajomych cala reklamówkę leków,łamie w kościach ,nos i gardło zawalone o tym marzyłem tego pragnąłem bardzo mnie to podbudowało :/ ). Koleżanka autostopowiczka prycha sobie dalej nawet nie raczy ust zamknąć ech.
Miła dama chciała jechać do Jeleniej... niestety ja przed Jelenia skręcałem w lewo na Karpacz o czym nie wiedziałem wcześniej. Usłyszałem tylko głupie pytanie "i co ja mam teraz zrobić" trzask drzwi i tyle ją widziałem nie ma to jak wdzięczność ;) ale nie przejmuję się tym...mam trochę innych problemów na głowie . Niedługo później dojeżdżam.
Baza znajdowała się w SP nr 1 w Kowarch.Po dotarciu na miejsce orientuję się w terenie. wszystkie zespoły mają się zmieścić na sali gimnastycznej wiec znajduje sobie miejsce i wypakowuje rzeczy . Od razu sięgam do torby po lekarstwa. Gardło zaczęło dawać o sobie znać już w połowie drogi więc od razu sięgam do torby po leki. niestety nie znajduję ich w miejscu gdzie myślałem że są .Zachowując stoicki spokój ;)zaglądam do drugiej torby nie ma , do trzeciej nie ma, lecę do auta nie ma ,wracam wszystko wypakowuję nie ma...Stoicki spokój straciłem już przy trzeciej torbie teraz w furii przeklinam się w myślach, przecież mogłem zapomnieć tylu rzeczy ,ale nie leków, nie leków...Złość na samego siebie prześciga się z podziwem dla swojej głupoty . Psia kostka !!! Siadam, uspakajam się.
Nalewam do kubka zielonej herbaty którą zrobiłem w akademiku, muszę sobie tłumaczyć,że nie ma co się denerwować i tak już nic nie zmienię, kupię po prostu coś na miejscu w aptece.
Następnie rejestruję zespół, szwendam się, obserwuję inne zespoły, jem, piję itd. Widać od razu, że niektórzy są tu nie pierwszy raz , podziwiam ich sprzęt...pozazdrościć. Niedługo dojeżdżają Kamil H. i Tomek G. koledzy z uczelni z równoległej grupy którzy też biorą udział w rajdzie. Witamy się , jest już troszkę raźniej. Wypożyczam rakiety , robię picie ,małe zakupy no i czekam na Irka i czekam i czekam. Irek dzień wcześniej przyjechał do Wrocławia z Elbląga , ale że miał parę spraw do załatwienia we Wrocławiu to dogadaliśmy się , że dojedzie później. To czekanie troszkę mnie drażni . Nie mogę sprawdzić sprzętu , nie mogę się spakować...Nienawidzę czekania...Bezsensowna strata czasu, aaa nic tam w końcu zajmuję się jakimiś pierdołami a czas jakoś mija. Dojeżdża Irek. Powitanie trochę śmiechu, sprawdzamy wyposażenie- mamy wszystko, sprawy organizacyjne dopinamy na ostatni guzik,
Punkt 17:00 odprawa techniczna. Kapitanowie zespołów zbierają się w jednym miejscu. Tłumaczą nam zasady , objaśniają pewne sprawy , rozdają mapy itp. Trochę pytań trochę odpowiedzi ,każdy się rozchodzi .Zbieramy się w czwórkę i zaczynamy dokładnie studiować mapę, pojawiają się pewne wątpliwości, brak doświadczenia, ale jakoś powoli dochodzimy do wszystkiego. czas od siedemnastej mija nadspodziewanie szybko . Musimy się zbierać, pakujemy sprzęcior. Zaczynam czuć lekkie podenerwowanie, ale jest ok. Dobrze że jesteśmy w czwórkę, żartujemy, śmiejemy się rozładowujemy w ten sposób napięcie.
Chwile później siedzimy w autobusie , który wywozi nas na start do Karpacza. Tu chwila ciszy, każdy się na chwilę zamyśla.
A w Karpaczu zimno jak jasna cholera . Stoimy wszyscy, czekamy.. najpierw wywołanie ekip do pamiątkowego zdjęcia ,dzielnie z Irkiem czekamy na swoją kolej , później robimy groźne/głupie miny kilka wspólnych fotek odliczanie, serce mocniej bije, poszło, start.teraz się okaże co jesteśmy warci
Pierwsza część rajdu to pięciokilometrowy bieg na orientację po Karpaczu. Jak bieg...no to biegniemy...tylko czemu wszyscy po 20-u metrach skręcili w inna stronę???
Stajemy jak wryci , z nami jeszcze ze 3 ekipy . Lecz nie uginamy się i biegniemy swoją trasą taką jaką wyznaczyliśmy sobie wcześniej. To był odcinek zwany score lauf co oznaczało że punkty kontrolne mogły być zdobywane w różnej kolejności. Chwila zastanowienia...aaa pewnie zaczynają z innej strony... my jednak trzymamy się wcześniej wytyczonej trasy. Dobiegamy