IMG_8134 Nasza mapa- jak widac okrojona lekko... IMG_8137 Robert IMG_8138 Mati - organizator wyjazdu IMG_8141 Cypis IMG_8143 Buzi IMG_8145 IMG_8146 IMG_8152 toaleta przy schrobisku Rifugio carate 2662m IMG_8153 Schronisko Carate 2662m IMG_8154 IMG_8157 IMG_8158 IMG_8159 Cypis IMG_8163 Msza świeta przy schronisku Marinelli 2813m IMG_8164 IMG_8166 IMG_8167 W drodze na lodowiec... IMG_8173 IMG_8175 IMG_8176 IMG_8178 IMG_8179 IMG_8182 Biwak na wysokości 3200 metrow. Mati IMG_8183 Sielanka w namiocie IMG_8184 Cypis IMG_8185 Robert IMG_8189 IMG_8190 okolo 8:30 rano idziemy w kierunku schroniska Marco e Rosa IMG_8191 W tle na skale schronisko Marco e Rosa 3597 IMG_8192 Dalej w kierunku schroniska ale juz w skale IMG_8194 IMG_8196 Robert IMG_8197 Mati IMG_8198 IMG_8200 IMG_8202 IMG_8203 IMG_8204 IMG_8205 IMG_8206 IMG_8207 Lodowcem w kierunku Piz Berniny IMG_8210 Ostro w góre... IMG_8211 IMG_8212 IMG_8213 Wspinaczka w skale... IMG_8214 A to grań szczytowa i z prawej strony szczyt Piz Bernina 4049m IMG_8215 IMG_8219 taka sobie droga... IMG_8220 IMG_8221 Wracamy na dół...Robert robi zdjecia IMG_8222 IMG_8224 IMG_8225 Zjazdy w dół - Mati IMG_8226 Mati IMG_8227 IMG_8228 Robert IMG_8229 W tle sciana lodowa- dupozjazdy IMG_8230 godzina 15:45 jesteśmy przy namiotach... IMG_8231 IMG_8233 IMG_8234 IMG_8235 IMG_8236 IMG_8237 IMG_8238 IMG_8239 IMG_8241 IMG_8243 IMG_8244 IMG_8245 IMG_8246 IMG_8247 IMG_8248 IMG_8250 IMG_8252 Gorące źródła IMG_8254 IMG_8257 IMG_8259 IMG_8261 IMG_8262 Livigno- strefa bezcłowa IMG_8270 Kąpiel w jeziorze w miejscowości Lecco IMG_8280 IMG_8282 IMG_8288 IMG_8294 Taka sobie śrubka wyrwana z koła...

Piz Bernina na czterech - prawie trzech ;) ko³ach...ale nasza.

No i powinienem tak jak zwykle zacz¹æ od - " wyjazd zaplanowaliœmy na …, znowu nie zdo³aliœmy siê wyrobiæ z..., a miejscem startu by³y… " . Nie, nie tym razem. Ten wyjazd ró¿ni³ siê znacz¹co od poprzednich, wiêc wprowadzê trochê œwie¿oœci. Jedna wyprawa, a jednak dwa sposoby dotarcia do celu.
Z kronikarskiego obowi¹zku rozpocznê od przedstawienia bohaterów niniejszej ekspedycji , "Ekspedycji Piz Bernina" ( tak to sobie dumnie nazwaliœmy z pewnych wzglêdów, o których w dalszej czêœci… ) na bardzo atrakcyjny szczyt i jedn¹ z najpiêkniejszych œnie¿nych grani alpejskich.
Przedstawiam wiêc: Aaadaaam Kooozuub alians Buzi, Grzeeeegorz Beeem alians Cypis, tak na chwilkê ja czyli Mati oraz goœcinnie z Wielkiej Brytanii Rooobeeert Mróóóz czyli Robo.
Koniec tej prezentacji. Czas rozpocz¹æ pierwsz¹ rundê, czyli nasz¹ drogê. Wiêc tak jak wczeœniej zaznaczy³em, dwa sposoby podró¿owania to i dwie grupy. No grupy to mo¿e zbyt na wyrost. Ze wzglêdu na obecne swoje miejsce pobytu Robert, chc¹c nie zgnuœnieæ na wikcie - powstañ! "Królowej Angielskiej" -spocznij, wykorzysta³ nowoczesny, wygodny i szybki œrodek transportu, czyli samolota. Mia³ dotrzeæ do Mediolanu, a potem "stopem" bli¿ej gór. Co to siê porobi³o na tym œwiecie, robimy siê wygodni :) . Druga czêœæ ekipy, jak zwykle pokonywa³a drogê tradycyjnie, czyli konno, ups… koñmi mechanicznymi, pod mask¹ autka. Muszê zaznaczyæ, co potrzebne bêdzie w dalszej czêœci, ¿e tym razem nasz pojazd zosta³ specjalnie przed wyjazdem odszykowany w serwisie. Tak wiêc pewnym i w pe³ni sprawnym powinien byæ. No i pojechaliœmy. Ju¿ na samym pocz¹tku Czesja przywita³a nas piêkn¹ burz¹, rzadko siê widzi takie wspania³e pioruny. Przez g³owê przetoczy³a siê myœl, skoro tu pogoda nieciekawa to tam bêdzie ok. Przerwê tu na moment, bo muszê w tym miejscu powiedzieæ wszem i wobec. Na ten wyjazd otrzymaliœmy wsparcie od Centrum Kredytowego LUKAS BANK S.A. oddzia³ w K³odzku, ¿eby nie by³o, ¿e jesteœmy niewdziêczni.
Naprawdê dziêkujemy! Co na to admin strony ;) zobaczymy ale sam skorzysta³ wiêc chyba zezwoli na tak¹ ma³¹ reklamê. Droga jakoœ lecia³a, mi lecia³y powieki.
Na rano mieliœmy mieæ spotkanie z t¹ drug¹ "grup¹" we w³oskim Edolo, wiêc przerw w trasie nie by³o.
Rano ko³o 8.00 godz. po³¹czyliœmy si³y, od tego momentu byliœmy ju¿ pe³nym zespo³em. Po jednym porannym i powitalnym piwku w wykonaniu naszego mistrza takich ceremonii, czyli Grzesia ruszyliœmy dalej. Wszyscy byli poch³oniêci rozmow¹, a ja s³ysza³em ju¿ jakieœ dziwne dŸwiêki w jednym kole.
Jechaliœmy dalej, upa³ naprawdê du¿y (przecie¿ to W³ochy) ale nasz cel coraz bli¿ej. Ju¿ widaæ wielkie górskie masywy. Teraz tylko trafiæ w odpowiedni¹ dolinê i do stóp masywu Piz Berniny. Mimo tradycyjnych, drobnych k³opotów nawigacyjnych, docieramy do w³aœciwej doliny Val Mallenco.
Po drodze w miejscowoœci Caspoggio wizytujemy turystyczn¹ informacjê, gdzie ostatecznie ustalamy miejsce startu pieszej wêdrówki i dalsz¹ trasê na Bernine. Od tego miejsca droga robi siê coraz bardziej stroma i pochy³a, ma naprawdê górskim charakter.
Przecie¿ prowadzi do górskiej osady Campo Moro ( wrzosowe pole ) znajduj¹cej siê na wysokoœci 1940 m.n.p.m. Docieramy tam bez problemów, no mo¿e poza jednym prawie skoñczy³o siê paliwo, nie wiadomo ile jeszcze przejedziemy a najbli¿sza stacja 20 km. ( hi hi ktoœ zapomnia³ zatankowaæ ;) ) Jednak nie teraz czas na takie trywia³y, czas szykowaæ sprzêt. Runda druga, ciê¿ka tyra z baga¿em na plecach. Zbieramy siê wyj¹tkowo sprawnie jak na nasze mo¿liwoœci. Spogl¹damy wokó³, jak przygotowuj¹ siê inne grupy. Niby wszystko to samo, a jednak jedno siê rzuca w oczy. W przeciwieñstwie do nas nie nios¹ namiotów ani œpiworów. To teraz jedyna ró¿nica, my nosimy "hotel" ze sob¹ oni korzystaj¹ z ju¿ wybudowanych.
Plecaki ci¹¿¹ce na plecach daj¹ znak, ¿e czas ruszaæ. Pogoda o tyle o ile ale niez³a. Okreœlamy kierunek i … nagle pojedynczy grzmot. To chyba góry sk³adaj¹ czeœæ na widok takiej ekipy. Ruszamy. Najpierw droga prowadzi zapor¹, i dochodzi do œciany. Nie wygl¹da to przyjemnie ale trzeba siê trochê namêczyæ.
Teraz mocno pod górê, ³apiemy wysokoœæ. Idziemy przez las, a raczej tak zwany regiel górny. To ju¿ jego koñcówka, wy¿ej- "to co tygryski lubi¹ najbardziej", czyli hale, ska³y i lodowce. Idziemy… no i pech, zaczyna padaæ. Na szczêœcie zanim wychodzimy z lasu deszcz ustaje. Jednak nie taki pech. Mijamy po drodze stadko pas¹cych siê "Milk" i pniemy siê do schroniska Carate Brianza na wysokoœci 2636 m. Podejœcie przypomina trochê szlak na Czerwone Wierchy w Tatrach. Schronisko nie nale¿y do du¿ych, to raczej ma³y domek na skraju ju¿ powa¿nego górskiego krajobrazu. Naciskamy klamkê po oko³o 3 godzinach marszu. Oczywiœcie zaznaczamy tam ma³y postój i skromne posilenie. Nie ma czasu na marudzenie( przynajmniej w teoretycznych za³o¿eniach), trzeba iœæ dalej. Przecie¿ w planach jest dojœæ jak najwy¿ej pierwszego dnia. Podchodzimy jeszcze oko³o 50 m. przekraczaj¹c star¹ morenê lodowcow¹ ponad schroniskiem. Od tego momentu mo¿na poczuæ, ¿e jesteœmy w naprawdê wysokich górach. Przed nami widaæ po³acie lodowców sp³ywaj¹ce w dno doliny. Stoj¹c tak zauwa¿amy niespodziankê. Droga do naszego nastêpnego schroniska Marinelli Bombardieri (2813 m.n.p.m.), niestety opada mocno w dó³ dolinki. To, co tak mozolnie osi¹gnêliœmy id¹c w górê musimy teraz oddaæ. No mo¿e nie a¿ tak du¿o, ale 200m w pionie tracimy. To w³aœnie charakter wybranej przez nas trasy, iluzorycznie krótsza, ale z takimi w³aœnie atrakcjami. Jednak nic straconego, dziêki temu mamy mo¿liwoœæ rozkoszowania siê ponownym wchodzeniem :). Dooko³a sp³ywaj¹ pomniejsze lodowczyki, my jednak idziemy jeszcze twardo po ska³ach. Do schroniska Marinelli nie trawersuje siê ¿adnego lodowca. Droga jest dobrze oznaczona i przygotowana. Jedyne atrakcje to skalne rumowiska, p³yn¹ce potoki i doœæ strome koñcowe podejœcie. Jest jeszcze jedna ciekawostka, wszystkie jeziorka, i strumienie, s¹ wyj¹tkowo nieprzyjazne dla spragnionych. Wszystkie s¹ bardzo mêtne.
Transportuj¹ drobny materia³ skalny, co nie wygl¹da zbyt ³adnie, ale za to ciekawie. Po mniej wiêcej 2 godzinach dochodzimy do schroniska.
Okaza³y budynek zajmuje czêœæ doœæ du¿ego zrównania, czy raczej progu skalnego.
Widoki roztaczaj¹ce siê wokó³, to typowy krajobraz alpejski. Ponownie korzystamy z goœcinnoœci i zdobywamy przydatne informacje.
To w wiêkszoœci w tym schronisku nocuj¹ turyœci id¹cy na lodowcowy trekking lub Piz Bernine. Co ciekawe nie jest to takie drogie, cena jednego miejsca (i nie jest to pod³oga) zaczyna siê od 9 euro. Propozycja kusz¹ca ale my wolimy nasz namiot, namiot na lodowcu - to jest to i ten dreszczyk emocji. Pewnie jak siê postarzejemy i zgnuœniejemy, to zastanowimy siê nad takim rozwi¹zaniem. Jednak wci¹¿ jesteœmy piêkni i m³odzi ;) , wiec ha ha - droga daleka. Po powiedzmy godzince odpoczynku, robimy ma³e przebieranie.
Czas za³o¿yæ trochê cieplejsze rzeczy, czuæ ju¿ wysokoœæ i otaczaj¹ce lodowce.
Na tej wysokoœci, przy braku promieni s³oñca, czuje siê zimê w œrodku lata. Pora ruszaæ dalej. Najpierw kierujemy siê w stronê prze³êczy Marinelli. Droga staje siê doœæ stroma i skalna. Prowadzi wzd³u¿ strumienia spadaj¹cego po ska³ach.
Dochodz¹c do prze³êczy wielokrotnie moczymy nogi w jego nurcie. Osi¹gamy prze³êcz i … znowu niespodzianka. Ponownie musimy zejœæ w dó³. Robimy krótk¹ sesjê zdjêciow¹ dla sponsora i ruszamy w dó³. Teraz droga wymaga ju¿ wiêkszej uwagi i ostro¿noœci pokruszone ska³y, po których schodzimy s¹ bardzo niestabilne. Dodatkow¹ trudnoœci¹ jest lód wystaj¹cy pomiêdzy kamieniami. Po chwili domyœlam siê co to jest, to gin¹cy lodowiec, a raczej ostatni jego etap. Wszêdzie gdzie bywamy, sytuacja siê powtarza, panie i panowie "nadchodzi odwil¿" ;).
Jak zwykle, wkrêci³em siê ale ju¿ wracam do opisu. Powierzchnie lodowe s¹ coraz wiêksze, czas za³o¿yæ raki. Teraz idzie siê o wiele wygodniej. Otaczaj¹cy krajobraz przekszta³ca siê w lodow¹ pustyniê, mo¿e nie tak¹ czyst¹ i bia³¹ ale du¿¹, stosunkowo zrównan¹ powierzchniê. Idziemy ju¿ prawdziwym lodowcem Vedetta Scerscen Superiore. Lodowiec ma du¿¹ powierzchniê, jednak nie jest zbyt trudny. Id¹c rzadko trafia siê na szczeliny, choæ widaæ, ¿e w zwi¹zku z ociepleniem powstaje ich coraz wiêcej. Kierujemy siê w stronê schroniska Marco e Rosa, widocznego w oddali na jednym ze skalnych filarów. Myœlê, ¿e ten trawers po lodowcu ci¹gnie siê 2 km. Nasza czwórka bardzo siê na nim rozci¹ga, widaæ nas jako pojedyncze czarne punkty na bia³ej przestrzeni. Zaczyna robiæ siê póŸno, s³oñce poma³u chowa siê za ska³y. Wreszcie zbli¿amy siê do skalnego filara nad którym widaæ schronisko. Teraz dopiero ods³ania nam siê miejsce, którym prowadz¹ dwie opcjonalne drogi do schroniska Marco e Rosa. Nie wygl¹da to zbyt przyjaŸnie. Bardzo stromy ¿leb, poprzecinany szczelinami lodowcowymi. Jedna z tras prowadzi œrodkiem ¿lebu do grani szczytowej, omijaj¹c szczeliny. Druga, po pewnym odcinku omijania szczelin dochodzi do skalnego filaru i wspina siê po nim. To taka doœæ mocno eksponowana skalna ferrata.

Fakt, ¿e jesteœmy mocno zmêczeni i to, ¿e robi siê ciemno, przekonuje nas do decyzji rozbicia obozu. Wysokoœæ oko³o 3250m. Uwa¿aj¹c na szczeliny poszukujemy miejsca pod namiot.
Dziwnym trafem zaczyna byæ ich tu ju¿ sporo. Rozk³adamy nasz "hotel" za solidnym kamieniem. Bêdzie nas chroni³ przed lec¹cymi ¿lebem kamieniami.
Typowe czynnoœci konsumpcyjno-organizacyjne koñcz¹ nasz dzieñ. Le¿¹c w namiocie, s³yszymy jak do snu przygrywa nam dŸwiêk sypi¹cych siê ska³. To miêdzy innymi dla takich w³aœnie przyjemnoœci wêdrujemy po górach. Kto nie spróbowa³ ten nie zrozumie.
Runda trzecia, atak szczytowy. Jak na nas przysta³o, zbieramy siê w sobie tylko znanym tempie. Przygotowujemy sprzêt: raki, czekany, linê i ubieramy uprzê¿e. Bêdziemy szli na tak zwane "lekko", czyli z minimalnym wyposa¿eniem. Namiot, œpiwory, zbêdne rzeczy pozostaj¹ na dole. Jesteœmy wypoczêci i gotowi do wyzwania.
Muszê tu wspomnieæ, ¿e dzieñ poprzedni by³ dla mnie wyj¹tkowo ciê¿ki. Ca³¹ drogê, mówi¹c delikatnie zamyka³em stawkê, mêcz¹c siê niezmiernie. Jeszcze nigdy nie sz³o mi siê tak Ÿle. Mo¿e to skutek ca³onocnego prowadzenia auta i wyjœcia w góry bez odpoczynku? A mo¿e lata ju¿ nie te? he he, chyba jeszcze nie. W ka¿dym razie dziœ jest ju¿ ok.

Spinamy siê lin¹ i ruszamy do w górê ¿lebu. Prowadzi nas Robert. Ledwie idziemy kilkadziesi¹t metrów, a potwierdza siê przydatnoœæ zabezpieczenia lin¹. Prowadz¹cy nas Robo, zapada siê w œnieg na wysokoœæ pasa, i po chwili opada jeszcze do szyi. Szybki refleks pozwala mu wbiæ raki w œciany szczeliny i zahamowaæ dalsze opadanie. Chwilka przestoju na komentarze i idziemy dalej. Pniemy siê stromo w górê, omijaj¹c szczelinki.
Mniej wiêcej w po³owie podejœcia skrêcamy w lewo do ska³y. Odszukujemy drogê na skale i zaczynamy wspinanie. Wejœcie jest doœæ pionowe ale nieŸle zabezpieczone. Wchodz¹c po œcianie, widzimy nasz namiot daleko, daleko w dole. To taka ma³a ¿ó³ta plamka miêdzy szczelinami. Dochodzimy na górê po oko³o 2 godzinach. Na niewielkim sp³aszczeniu znajduj¹ siê dwa budynki. Jeden to zawsze otwarty schron zimowy, drugi to sezonowe schronisko Marco e Rosa 3609m.n.p.m.
Z zewn¹trz nie wydaje siê zbyt du¿e, jednak w œrodku, sala ca³kiem pokaŸna. Chwila przerwy, czas wolny korzystamy z dobrodziejstw lokalu.
Grzesiu, jak nakazuje nasza nowa œwiecka tradycja, otwiera kultowe "Tyskie", tym razem prawie na szczycie. Nie wytrzymaliœmy donieœæ je na szczyt. Ka¿dy z nas symbolicznie moczy usta. Oprócz tego z³ocistego napoju korzystamy z propozycji schroniska. Robert zamawia herbatkê, czy¿by robi³ siê herbatnikiem? ;) , a ja jak na W³ochy przysta³o Cappucino Caffee.
Jedynie Adam w tym czasie odnalaz³ inn¹ atrakcjê. To by³y darmowe próbki czegoœ o konsystencji jakiejœ pasty. Ta dziwna substancja w powi¹zaniu z ulotk¹ na której widnia³ opalony i uœmiechniêty facet, podsunê³a mu myœl, ¿e jest to krem do opalania. Nic bardziej mylnego. "S¹ rzeczy które, mo¿na kupiæ, zobaczyæ Buziego z wysmarowan¹ past¹ do zêbów twarz¹ - bezcenne ! "
Po dawce œmiechu wychodzimy ze schroniska. Ponownie krótka seria zdjêæ dla sponsora, w takiej lodowcowej scenerii, wypada nieŸle. Spinamy siê lin¹ i idziemy dalej. Pocz¹tkowo droga prowadzi doœæ p³askim lodowcem, jednak otaczaj¹ce nas chmury znacz¹co ograniczaj¹ widocznoœæ. Stopieñ nachylenia roœnie.  
Dochodzimy do skalnego zwieñczenia grani, teraz trzeba je obejœæ i przedostaæ na drug¹ stronê grzbietu.
Droga zaczyna byæ bardzo stroma. Przechodzimy wzd³u¿ ska³ przy bardzo du¿ym przechyle. Je¿eli œnieg "wyjedzie", to czeka nas ostatni "dupozjazd" w ¿yciu. Naprawdê mocno eksponowane przejœcie z du¿¹ iloœci¹ powietrza. Dochodzimy tak do œciany skalnej.
W tym miejscu ma³y przestój i analiza którêdy wchodzimy i gdzie robimy stanowiska. Na tym odcinku przydaj¹ siê umiejêtnoœci wspinaczkowe. Czekaj¹c na podejœcie ogl¹damy w dole wspania³e lodowce, które co jakiœ czas ods³aniaj¹ siê z chmur. Wspinaczka trwa. Podejœcia jest oko³o 50 m ale w pionie zajmuje to parê minut. Wreszcie osi¹gamy szczyt, a raczej grañ szczytow¹ Spallagrat. Jest naprawdê imponuj¹ca. Bia³a, œnie¿na, i naprawdê ostra. Gdyby jeszcze œwieci³o s³oñce wra¿enie by³o by niesamowite. D³ugoœæ grani oceniam na oko³o 500 m. zwieñczone skalnym szczytem Piz Berniny. Idziemy jeden za drugim, bo miejsca jest tylko na takie przejœcie. Œnieg jest jeszcze dosyæ twardy i stabilny, wiêc idzie siê w miarê bezpiecznie. Bo trudno mówiæ o pe³nym bezpieczeñstwie, bêd¹c zdanym na wytrzyma³oœæ œniegu zalegaj¹cego pod k¹tem 60 stopni. Przed nami ostatni skalny odcinek. Dla wygody œci¹gamy raki. Parê minut i jesteœmy zdobywcami Piz Berniny 4049 m.n.p.m. Osi¹gnêliœmy nasz cel, jesteœmy na szczycie œwia… - pompatycznie mnie ponios³o, do szczytu œwiata to nam jeszcze daleko, daleko ale i tak to bardzo atrakcyjny wierzcho³ek. Robimy parê zdjêæ, wymieniamy siê uprzejmoœciami z innymi wspinaczami, którzy podeszli od strony szwajcarskiej. Czas wracaæ. Jest coraz cieplej, wiêc œnieg robi siê niebezpieczny. Jeszcze tylko wpis do ksiêgi na szczycie i ruszamy w dó³. Nie bêdê rozpisywa³ siê o schodzeniu, bo przebiega³o ono szybko i sprawnie. Pechowo dla nas zaczê³o œwieciæ s³oñce. Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nie œwieci³o kiedy byliœmy na szczycie? ¯al tych widoków jakie straciliœmy ale i tak jesteœmy zadowoleni. Dochodzimy do namiotu, jeszcze stoi i bynajmniej nie chodzi mi o mo¿liwoœæ kradzie¿y przez kogoœ, a o porwanie przez lec¹ce kamienie. Zwijamy wszystko i pakujemy do plecaków. O matko! Znowu bojê siê za³o¿yæ ten ciê¿ar na plecy. Jakoœ jednak idzie. Schodzimy. Parking osi¹gamy o zmierzchu. Wyczerpani przygotowujemy posi³ek. Po konsumpcji zmieniamy górskie mundury na cywilne ubrania. Teraz ju¿ tylko zas³u¿ony odpoczynek. I taki mamy plan, reszta wyjazdu to wypoczynek. Koniec czêœci górskiej. Runda czwarta i ostatnia, prawie nokaut. Pakujemy wszystko do auta.
Nastêpny etap to ciep³e Ÿród³a pod Bormio. Tylko ma³y problem, trudno powiedzieæ ile mamy paliwa.
Ruszamy na oparach, zobaczymy jak wyjdzie. Toczymy siê poma³u w dó³, tak na luzie. I znowu problem, s³ychaæ coraz wiêksze stuki w kole. Co jest grane ? Przecie¿ auto prosto z naprawy. Zje¿d¿amy, a raczej staczamy siê z góry, niestety ¿adnych stacji nie widaæ.
Na szczêœcie udaje nam siê dojechaæ do Sondrio i zatankowaæ auto. Jesteœmy w mieœcie oko³o 23.30 i to co nas uderza to temperatura 26 stopni. Rano marzliœmy na lodowcu, a teraz wrêcz przeciwnie-skrajnoœci. Wsiadamy do auta i jedziemy do Bormio. Na miejscu jesteœmy ko³o 1.00. Zbieramy siê i idziemy na dzikie ciep³e Ÿród³a. Przez godzinê le¿ymy w wodzie w ciekawym towarzystwie. To jest takie dzikie ale bardzo popularne miejsce, zawsze jest tam ruch. Wracamy do namiotu. Rano jedziemy na zakupy do Livigno, to taki obszar bezc³owy gdzie warto zatankowaæ samochód (cena ropy 73 centy ) i zrobiæ wszelakie zakupy, szczególnie mi³o wygl¹daj¹ ceny alkoholi ;) . Kiedy jesteœmy ju¿ pe³ni w obydwa paliwa, kierujemy siê w stronê Mediolanu, odwieŸæ na lotnisko Roberta. Przecie¿ trochê inaczej siê tu dosta³. Po drodze wykorzystujemy wspania³¹ pogodê i ciep³¹ wodê jeziora Como. Tak to mo¿na jeŸdziæ w "góry". Niestety czas goni, musimy porzuciæ pla¿ê i jechaæ na lotnisko Bergamo.
Po drodze plany ulegaj¹ zmianie, Robert maj¹c jeszcze trochê czasu do startu samolotu zostaje nad kolejnym jeziorem z za³o¿eniem, ¿e jakoœ sobie da potem radê. ¯egnamy siê i ruszamy w drogê powrotn¹.
Przebijaj¹c siê przez korki i pokonuj¹c górskie prze³êcze, "po³ykamy" 200 km. w 5 godzin. Teraz droga ju¿ prosta, a w zasadzie autostrada. Zaczynamy niez³ym tempem, niestety jakieœ stuki w kole zaczynaj¹ nas straszyæ. Co to mo¿e byæ, ile osób tyle teorii. Po badaniu organoleptycznym, dalej nic nie wiemy. Nasza prêdkoœæ spada, a wibracje i ha³as narastaj¹.

Mimo to mamy nadziejê, ¿e uda siê jakoœ dojechaæ. W okolicach granicy z Niemcami, toczymy siê ju¿ maksymalnie 80 km/h i wtedy nastêpuje trzask a autem zaczyna rzucaæ po drodze.
Na szczêœcie jest jakiœ zjazd. Kiedy zje¿d¿amy na parking, wychylony przez okno Adam, informuje mnie, ¿e nasze ko³o dziwnie siê zatacza. Stajemy. Odkrêcamy ko³o i… widzimy jakie mieliœmy szczêœcie. Ko³o ledwo trzyma siê na odkrêconych œrubach, a jedna jest nawet wy³amana.
Wspominaj¹c jak¹ przejechaliœmy trasê, wielokrotnie wspinaj¹c siê i zje¿d¿aj¹c po w¹skich górskich drogach, to naprawdê siê nam uda³o :) .
Obciêt¹ œrubê zabraliœmy na pami¹tkê. A ja wo¿ê j¹ teraz ze sob¹, jako szczêœliwy amulet.



Mati




Valid XHTML 1.0! valid CSS! Get Firefox!