No i powinienem tak jak zwykle zacz¹æ od - " wyjazd zaplanowaliœmy na …, znowu nie zdo³aliœmy siê wyrobiæ z..., a miejscem startu by³y… " . Nie, nie tym razem. Ten wyjazd ró¿ni³ siê znacz¹co od poprzednich, wiêc wprowadzê trochê œwie¿oœci. Jedna wyprawa, a jednak dwa sposoby dotarcia do celu.
Z kronikarskiego obowi¹zku rozpocznê od przedstawienia bohaterów niniejszej ekspedycji , "Ekspedycji Piz Bernina" ( tak to sobie dumnie nazwaliœmy z pewnych wzglêdów, o których w dalszej czêœci… ) na bardzo atrakcyjny szczyt i jedn¹ z najpiêkniejszych œnie¿nych grani alpejskich.
Przedstawiam wiêc: Aaadaaam Kooozuub alians Buzi, Grzeeeegorz Beeem alians Cypis, tak na chwilkê ja czyli Mati oraz goœcinnie z Wielkiej Brytanii Rooobeeert Mróóóz czyli Robo.
Koniec tej prezentacji. Czas rozpocz¹æ pierwsz¹ rundê, czyli nasz¹ drogê. Wiêc tak jak wczeœniej zaznaczy³em, dwa sposoby podró¿owania to i dwie grupy. No grupy to mo¿e zbyt na wyrost. Ze wzglêdu na obecne swoje miejsce pobytu Robert, chc¹c nie zgnuœnieæ na wikcie - powstañ! "Królowej Angielskiej" -spocznij, wykorzysta³ nowoczesny, wygodny i szybki œrodek transportu, czyli samolota. Mia³ dotrzeæ do Mediolanu, a potem "stopem" bli¿ej gór. Co to siê porobi³o na tym œwiecie, robimy siê wygodni :) . Druga czêœæ ekipy, jak zwykle pokonywa³a drogê tradycyjnie, czyli konno, ups… koñmi mechanicznymi, pod mask¹ autka. Muszê zaznaczyæ, co potrzebne bêdzie w dalszej czêœci, ¿e tym razem nasz pojazd zosta³ specjalnie przed wyjazdem odszykowany w serwisie. Tak wiêc pewnym i w pe³ni sprawnym powinien byæ. No i pojechaliœmy. Ju¿ na samym pocz¹tku Czesja przywita³a nas piêkn¹ burz¹, rzadko siê widzi takie wspania³e pioruny. Przez g³owê przetoczy³a siê myœl, skoro tu pogoda nieciekawa to tam bêdzie ok. Przerwê tu na moment, bo muszê w tym miejscu powiedzieæ wszem i wobec. Na ten wyjazd otrzymaliœmy wsparcie od Centrum Kredytowego LUKAS BANK S.A. oddzia³ w K³odzku, ¿eby nie by³o, ¿e jesteœmy niewdziêczni.
Naprawdê dziêkujemy! Co na to admin strony ;) zobaczymy ale sam skorzysta³ wiêc chyba zezwoli na tak¹ ma³¹ reklamê. Droga jakoœ lecia³a, mi lecia³y powieki.
Na rano mieliœmy mieæ spotkanie z t¹ drug¹ "grup¹" we w³oskim Edolo, wiêc przerw w trasie nie by³o.
Rano ko³o 8.00 godz. po³¹czyliœmy si³y, od tego momentu byliœmy ju¿ pe³nym zespo³em. Po jednym porannym i powitalnym piwku w wykonaniu naszego mistrza takich ceremonii, czyli Grzesia ruszyliœmy dalej. Wszyscy byli poch³oniêci rozmow¹, a ja s³ysza³em ju¿ jakieœ dziwne dŸwiêki w jednym kole.
Jechaliœmy dalej, upa³ naprawdê du¿y (przecie¿ to W³ochy) ale nasz cel coraz bli¿ej. Ju¿ widaæ wielkie górskie masywy. Teraz tylko trafiæ w odpowiedni¹ dolinê i do stóp masywu Piz Berniny. Mimo tradycyjnych, drobnych k³opotów nawigacyjnych, docieramy do w³aœciwej doliny Val Mallenco.
Po drodze w miejscowoœci Caspoggio wizytujemy turystyczn¹ informacjê, gdzie ostatecznie ustalamy miejsce startu pieszej wêdrówki i dalsz¹ trasê na Bernine. Od tego miejsca droga robi siê coraz bardziej stroma i pochy³a, ma naprawdê górskim charakter.
Przecie¿ prowadzi do górskiej osady Campo Moro ( wrzosowe pole ) znajduj¹cej siê na wysokoœci 1940 m.n.p.m. Docieramy tam bez problemów, no mo¿e poza jednym prawie skoñczy³o siê paliwo, nie wiadomo ile jeszcze przejedziemy a najbli¿sza stacja 20 km. ( hi hi ktoœ zapomnia³ zatankowaæ ;) ) Jednak nie teraz czas na takie trywia³y, czas szykowaæ sprzêt.
Runda druga, ciê¿ka tyra z baga¿em na plecach. Zbieramy siê wyj¹tkowo sprawnie jak na nasze mo¿liwoœci. Spogl¹damy wokó³, jak przygotowuj¹ siê inne grupy. Niby wszystko to samo, a jednak jedno siê rzuca w oczy. W przeciwieñstwie do nas nie nios¹ namiotów ani œpiworów. To teraz jedyna ró¿nica, my nosimy "hotel" ze sob¹ oni korzystaj¹ z ju¿ wybudowanych.
Plecaki ci¹¿¹ce na plecach daj¹ znak, ¿e czas ruszaæ. Pogoda o tyle o ile ale niez³a. Okreœlamy kierunek i … nagle pojedynczy grzmot. To chyba góry sk³adaj¹ czeœæ na widok takiej ekipy. Ruszamy. Najpierw droga prowadzi zapor¹, i dochodzi do œciany. Nie wygl¹da to przyjemnie ale trzeba siê trochê namêczyæ.
Teraz mocno pod górê, ³apiemy wysokoœæ. Idziemy przez las, a raczej tak zwany regiel górny. To ju¿ jego koñcówka, wy¿ej- "to co tygryski lubi¹ najbardziej", czyli hale, ska³y i lodowce. Idziemy… no i pech, zaczyna padaæ. Na szczêœcie zanim wychodzimy z lasu deszcz ustaje. Jednak nie taki pech. Mijamy po drodze stadko pas¹cych siê "Milk" i pniemy siê do schroniska Carate Brianza na wysokoœci 2636 m. Podejœcie przypomina trochê szlak na Czerwone Wierchy w Tatrach. Schronisko nie nale¿y do du¿ych, to raczej ma³y domek na skraju ju¿ powa¿nego górskiego krajobrazu. Naciskamy klamkê po oko³o 3 godzinach marszu. Oczywiœcie zaznaczamy tam ma³y postój i skromne posilenie.
Nie ma czasu na marudzenie( przynajmniej w teoretycznych za³o¿eniach), trzeba iœæ dalej. Przecie¿ w planach jest dojœæ jak najwy¿ej pierwszego dnia. Podchodzimy jeszcze oko³o 50 m. przekraczaj¹c star¹ morenê lodowcow¹ ponad schroniskiem. Od tego momentu mo¿na poczuæ, ¿e jesteœmy w naprawdê wysokich górach. Przed nami widaæ po³acie lodowców sp³ywaj¹ce w dno doliny. Stoj¹c tak zauwa¿amy niespodziankê. Droga do naszego nastêpnego schroniska Marinelli Bombardieri (2813 m.n.p.m.), niestety opada mocno w dó³ dolinki. To, co tak mozolnie osi¹gnêliœmy id¹c w górê musimy teraz oddaæ. No mo¿e nie a¿ tak du¿o, ale 200m w pionie tracimy. To w³aœnie charakter wybranej przez nas trasy, iluzorycznie krótsza, ale z takimi w³aœnie atrakcjami. Jednak nic straconego, dziêki temu mamy mo¿liwoœæ rozkoszowania siê ponownym wchodzeniem :). Dooko³a sp³ywaj¹ pomniejsze lodowczyki, my jednak idziemy jeszcze twardo po ska³ach. Do schroniska Marinelli nie trawersuje siê ¿adnego lodowca. Droga jest dobrze oznaczona i przygotowana. Jedyne atrakcje to skalne rumowiska, p³yn¹ce potoki i doœæ strome koñcowe podejœcie. Jest jeszcze jedna ciekawostka, wszystkie jeziorka, i strumienie, s¹ wyj¹tkowo nieprzyjazne dla spragnionych. Wszystkie s¹ bardzo mêtne.
Transportuj¹ drobny materia³ skalny, co nie wygl¹da zbyt ³adnie, ale za to ciekawie. Po mniej wiêcej 2 godzinach dochodzimy do schroniska.
Okaza³y budynek zajmuje czêœæ doœæ du¿ego zrównania, czy raczej progu skalnego.
Widoki roztaczaj¹ce siê wokó³, to typowy krajobraz alpejski. Ponownie korzystamy z goœcinnoœci i zdobywamy przydatne informacje.
To w wiêkszoœci w tym schronisku nocuj¹ turyœci id¹cy na lodowcowy trekking lub Piz Bernine. Co ciekawe nie jest to takie drogie, cena jednego miejsca (i nie jest to pod³oga) zaczyna siê od 9 euro. Propozycja kusz¹ca ale my wolimy nasz namiot, namiot na lodowcu - to jest to i ten dreszczyk emocji. Pewnie jak siê postarzejemy i zgnuœniejemy, to zastanowimy siê nad takim rozwi¹zaniem. Jednak wci¹¿ jesteœmy piêkni i m³odzi ;) , wiec ha ha - droga daleka. Po powiedzmy godzince odpoczynku, robimy ma³e przebieranie.
Czas za³o¿yæ trochê cieplejsze rzeczy, czuæ ju¿ wysokoœæ i otaczaj¹ce lodowce.
Na tej wysokoœci, przy braku promieni s³oñca, czuje siê zimê w œrodku lata. Pora ruszaæ dalej. Najpierw kierujemy siê w stronê prze³êczy Marinelli. Droga staje siê doœæ stroma i skalna. Prowadzi wzd³u¿ strumienia spadaj¹cego po ska³ach.
Dochodz¹c do prze³êczy wielokrotnie moczymy nogi w jego nurcie. Osi¹gamy prze³êcz i … znowu niespodzianka. Ponownie musimy zejœæ w dó³. Robimy krótk¹ sesjê zdjêciow¹ dla sponsora i ruszamy w dó³. Teraz droga wymaga ju¿ wiêkszej uwagi i ostro¿noœci pokruszone ska³y, po których schodzimy s¹ bardzo niestabilne. Dodatkow¹ trudnoœci¹ jest lód wystaj¹cy pomiêdzy kamieniami. Po chwili domyœlam siê co to jest, to gin¹cy lodowiec, a raczej ostatni jego etap. Wszêdzie gdzie bywamy, sytuacja siê powtarza, panie i panowie "nadchodzi odwil¿" ;).
Jak zwykle, wkrêci³em siê ale ju¿ wracam do opisu. Powierzchnie lodowe s¹ coraz wiêksze, czas za³o¿yæ raki. Teraz idzie siê o wiele wygodniej. Otaczaj¹cy krajobraz przekszta³ca siê w lodow¹ pustyniê, mo¿e nie tak¹ czyst¹ i bia³¹ ale du¿¹, stosunkowo zrównan¹ powierzchniê. Idziemy ju¿ prawdziwym lodowcem Vedetta Scerscen Superiore. Lodowiec ma du¿¹ powierzchniê, jednak nie jest zbyt trudny. Id¹c rzadko trafia siê na szczeliny, choæ widaæ, ¿e w zwi¹zku z ociepleniem powstaje ich coraz wiêcej. Kierujemy siê w stronê schroniska Marco e Rosa, widocznego w oddali na jednym ze skalnych filarów. Myœlê, ¿e ten trawers po lodowcu ci¹gnie siê 2 km. Nasza czwórka bardzo siê na nim rozci¹ga, widaæ nas jako pojedyncze czarne punkty na bia³ej przestrzeni. Zaczyna robiæ siê póŸno, s³oñce poma³u chowa siê za ska³y. Wreszcie zbli¿amy siê do skalnego filara nad którym widaæ schronisko. Teraz dopiero ods³ania nam siê miejsce, którym prowadz¹ dwie opcjonalne drogi do schroniska Marco e Rosa. Nie wygl¹da to zbyt przyjaŸnie. Bardzo stromy ¿leb, poprzecinany szczelinami lodowcowymi. Jedna z tras prowadzi œrodkiem ¿lebu do grani szczytowej, omijaj¹c szczeliny. Druga, po pewnym odcinku omijania szczelin dochodzi do skalnego filaru i wspina siê po nim. To taka doœæ mocno eksponowana skalna ferrata.
Fakt, ¿e jesteœmy mocno zmêczeni i to, ¿e robi siê ciemno, przekonuje nas do decyzji rozbicia obozu. Wysokoœæ oko³o 3250m. Uwa¿aj¹c na szczeliny poszukujemy miejsca pod namiot.
Dziwnym trafem zaczyna byæ ich tu ju¿ sporo. Rozk³adamy nasz "hotel" za solidnym kamieniem. Bêdzie nas chroni³ przed lec¹cymi ¿lebem kamieniami.
Typowe czynnoœci konsumpcyjno-organizacyjne koñcz¹ nasz dzieñ. Le¿¹c w namiocie, s³yszymy jak do snu przygrywa nam dŸwiêk sypi¹cych siê ska³. To miêdzy innymi dla takich w³aœnie przyjemnoœci wêdrujemy po górach. Kto nie spróbowa³ ten nie zrozumie.
Runda trzecia, atak szczytowy. Jak na nas przysta³o, zbieramy siê w sobie tylko znanym tempie. Przygotowujemy sprzêt: raki, czekany, linê i ubieramy uprzê¿e. Bêdziemy szli na tak zwane "lekko", czyli z minimalnym wyposa¿eniem. Namiot, œpiwory, zbêdne rzeczy pozostaj¹ na dole. Jesteœmy wypoczêci i gotowi do wyzwania.
Muszê tu wspomnieæ, ¿e dzieñ poprzedni by³ dla mnie wyj¹tkowo ciê¿ki. Ca³¹ drogê, mówi¹c delikatnie zamyka³em stawkê, mêcz¹c siê niezmiernie. Jeszcze nigdy nie sz³o mi siê tak Ÿle. Mo¿e to skutek ca³onocnego prowadzenia auta i wyjœcia w góry bez odpoczynku? A mo¿e lata ju¿ nie te? he he, chyba jeszcze nie. W ka¿dym razie dziœ jest ju¿ ok.